Fantazmaty Prezydenta

O tym jak koszulka ilustruje teorie spiskowe tunezyjskiego prezydenta, oraz o kulturze politycznej Tunezji ostatnich lat.

Mark Zuckerberg świętował w tym roku czterdzieste urodziny. Z tej okazji z Billem Gatesem, innym technologicznym magnatem, zrobił sobie zdjęcie w miniaturze swojego akademika z czasów Harvardu. Na sobie miał zaś koszulkę z napisem “Carthago delenda est”. Po łacinie zdanie to oznacza “Kartagina jest zniszczona” i jest skrótem wypowiedzi rzymskiego senatora Kato Starszego. Kato znany był z tego, że każde swoje wystąpienie w senacie kończył deklaracją “a poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć”. Osobiście uczestniczył w II Wojnie Punickiej i był zagorzałym przeciwnikiem Imperium Kartagińskiego.

Zdjęcie to, oczywiście udostępnione na Facebooku, rozsierdziło tunezyjskich internautów. W przeciągu kilku godzin, na tym samym Facebooku wykwitły teorie, że Zuckerberg sygnalizował w ten sposób plany destabilizacji Tunezji, a zatem też władzy samego autokraty, Kaisa Saeda. Pojawiły się oczywiście oskarżenia o syjonizm, arabski odpowiednik kolaboracji z komunistyczną bezpieką.

Ostatnie kilka lat to upowszechnienie teorii spiskowych w Tunezji. Gdy w Tunezji zaczęli się pojawiać czarnoskórzy migranci podróżujący do Europy, zaostrzyła się ksenofobiczna retoryka prezydenta Saeda. W lutym zeszłego roku wypalił on, że są oni symptomem “czarnego syjonizmu”, to znaczy ich celem jest wysiedlenie rodowitych arabskich Tunezyjczyków i zastąpienie ich kolonistami z Afryki subsaharyjskiej. Przyczynkiem tego jest oczywiście zachodni neokolonializm, gdyż Zachód nigdy nie porzucił potrzeby zarządzania Afryką.

Innymi słowy, Kais Saed uważa, że zachodnie mocarstwa spiskują by zafrykanizować to afrykańskie społeczeństwo (sic!). Jest to przeniesienie żywcem Teorii Wielkiego Zastąpienia znanego ze środowiska zachodnich skrajnie prawicowych środowisk, według których za wyimaginowanym genocydem białych stoją oczywiście Żydzi i liberalne elity.

Skąd jednak Said wytrzasnął pomysły tak odczepione od rzeczywistości? Otóż, nie sam. Od miesięcy Facebooka zalewał nimi szef pewnej partii kanapowej i kontroler jakości. Sofien Ben Sghaier, bo o nim mowa, przewodniczy Tunezyjskiej Partii Nacjonalistycznej i aktywnie uczestniczy w mediach społecznościowych. Głowę państwa dotknęła zatem ta sama przypadłość co wiele zwykłych obywateli zamkniętych w domu podczas pandemii, którzy znużeni i sfrustrowani kolejnymi lockdownami zaczęli radykalizować się przez internet. Said od początku swoich rządów prowadził narrację o głębokim wyczyszczeniu państwa z korupcji i kumoterstwa, a stąd naturalnym krokiem wydaje się syndrom oblężonej twierdzy i teorie spiskowe rodem z PiS, AfD i 4Chana.

Postępuje jednocześnie autokratyzacja życia politycznego Tunezji. Kais Saed przejął władzę w 2019 roku na fali niezadowolenia społecznego post-rewolucyjną sytuacją gospodarczą. Dwa lata później dokonał puczu: odwołał rząd i zawiesił parlament, rozpoczynając zarządzenie przez dekrety oraz wprowadził godzinę policyjną. Wkrótce zaostrzył kurs wobec oponentów politycznych faktycznych i wymyślonych, w tym organizacji pozarządowych i związków zawodowych, niezależnych sędziów oraz dziennikarzy.

W maju br. zamaskowani mężczyźni aresztowali np. prawniczkę Sonię Dahmani. Jej przestępstwo? Wypowiedź w telewizji. Gdy podczas wywiadu dziennikarz stwierdził, że czarni imigranci chcą ostatecznie zmienić demografię Tunezji, Dahmani z przekąsem odparła “o jakimż to wspaniałym kraju mówimy? O tym, z którego połowa młodych chce wyjechać?”

Wielu Tunezyjczyków chce opuścić kraj z braku perspektyw i jest to niezaprzeczalny fakt. Tunezyjskie służby stwierdziły jednak, że jej wypowiedź stanowi publikowanie fake newsów. Od 2022 roku grozi za to zaś do 10 lat więzienia.

Począwszy od 2021, prezydent paranoik przeprowadza czystki. Aresztował kilku liderów partii opozycyjnych, oskarżając ich o spiski i terroryzm. W trakcie przesłuchań wielu z nich było pytanych o kontakty z zagranicznymi dyplomatami czy badaczami naukowymi. Władze insynuują w ten sposób, że kontakty z obcokrajowcami mogą być uznane za spiskowanie z zagranicznymi mocarstwami.

Kais Said podwarza przy tym niezawisłość sądownictwa. Gdy w 2023 aresztowana została grupa opozycyjnych polityków, Said wprost przykleił im łatkę terrorystów. Ostrzegł również, że „ktokolwiek oczyści ich z zarzutów, jest po ich stronie”. Sędziowie mają zatem bać się wydawać wyroki niezgodne z linią pałacu prezydenckiego. Prezydent nie jest zresztą gołosłowny, bo w więzieniu siedzi cały szereg nieprawomyślnych sędziów, a sobie samemu nadał prawo nadzorowania działań prokuratury.

W tym kontekście dochodzimy do aresztowania polskiego turysty w Tunisie. Nieumundurowani policjanci zgarnęli go z centrum miasta po tym jak sfotografował hotel, w którym prawdopodobnie zatrzymała się delegacja związana z wojną w Palestynie. Fotografia budynku była przez to rzekomo zabroniona, a w związku z trwającym od 2015 stanem wyjątkowym, niemożliwe jest też uwiecznianie protestujących i policjantów; turysta zapewnia, że nie miał o tym pojęcia. Prawnik zauważa, że na miejscu nie było żadnej demonstracji ani umundurowanej policji. Proces trwa - Daniel wyszedł z aresztu, ale nie może na razie opuszczać kraju.

W 2015 roku doszło do zamachów terrorystycznych, co znacząco uderzyło w przemysł turystyczny. Służby mundurowe faktycznie są zatem obecne w miejscach publicznych by przeciwdziałać kolejnym atakom. To jednak niebezpieczny koktail, gdy dochodzą do tego politycy podkręcający napięcie i paranoiczny strach przed wszystkim co obce. Symptomem tego jest nadgorliwość i aresztowanie turystów za fotografię hoteli.

Co na to może turysta? Przede wszystkim, zorientować się w sytuacji politycznej kraju, który odwiedza. Przykład Daniela pokazuje, że polityka się nami interesuje, nawet gdy my nie interesujemy się polityką. Rzeczy błache mogą być istotne.


17.06.24