COP27 w Egipcie pogrążony w kontrowersji
Do 27. konferencji ds. zmian klimatu ONZ pozostały jeszcze dwa tygodnie, ale już teraz pojawiają się pytania czy organizacja wydarzenia w autorytarnym Egipcie to odpowiednia decyzja.
Coroczna Konferencja COP27 odbędzie się w dniach 6-18 listopada 2022 w Szarm el-Szejk. Zrzesza ona 197 sygnatariuszy UNFCCC: Ramowej konwencji ONZ w sprawie zmian klimatu. Konwencji przyświecają szlachetne cele - walka z efektami kryzysu klimatycznego poprzez współpracę naukową i polityczną.
Stałym elementem COP jest udział aktywistów i NGO-sów. Staje się to problemem gdy gospodarzem zostaje autorytarne państwo, takie jak Egipt. Od dekad prawa człowieka w tym kraju są regularnie łamane. Szybko stłamszoną iskierką nadziei była Arabska Wiosna, w ramach której pozbawiono władzy dyktatora Husniego Mubaraka. Wojsko obaliło bowiem demokratycznie wybrany rząd w rok po pierwszych wyborach, dokonując przy tym masakry na cywilnej ludności. Od tamtego czasu aresztowani są dziennikarze (również zagraniczni) oraz aktywiści, a organizacje pozarządowe (NGO) są zamykane lub tłamszone kruczkami prawnymi, np. ograniczającymi zbieranie funduszy z zagranicy lub dostęp do informacji.
Kontynuacji tej polityki obawiają się międzynarodowe oraz lokalne organizacje i aktywiści, na głos zastanawiając się czy będą mogli wziąć udział w dyskusjach na COP27; nie wspominając już o próbach wywarcia jakiegoś wpływu na politykach biorących udział w wydarzeniu. Szef MSZ Egiptu Sameh Szukry zapewnił w maju, że przy centrum konferencyjnym wyznaczona zostanie specjalna strefa dla aktywistów. Dzięki temu aktywiści mają móc w pełni uczestniczyć w wydarzeniu i organizować demonstracje. Szukry uspokajał, że otrzymają dostęp do spotkań negocjacyjnych - taki sam jak na poprzednich edycjach.
Wielu jednak uważa, że takie zapewnienia nie wystarczą. Jak podaje Financial Times, organizacje mimo polubownych wypowiedzi polityków obawiają się organizowania demonstracji, które rząd w poczuciu typowej dla autokratów paranoi może uznać za zagrożenie. Gdyby tak się stało, rzeszy aktywistów z Globalnego Południa grozi konflikt z prawem, a przecież to gestem wobec tej części świata miała być decyzja o organizacji COP27 w Egipcie. Niektórzy wprost określają konferencję jako “afrykańskie COP”.
Represji obawiają się również lokalni działacze ekologiczni. W wypowiedzi dla Human Rights Watch, jeden z nich odparł, że po zakończeniu COP27 rząd Egiptu zacznie najpewniej przyglądać się “kto co robił”, skupiając się w szczególności na środowisku obrońców środowiska. Państwo egipskie ma zwyczaj prześladowania aktywistów, przybierającego różne formy - od gróźb przez telefon, przez zatrzymania na lotnisku, do wezwań na policję. Niektórzy Egipcjanie byli zastraszani potencjalnymi oskarżeniami o terroryzm po tym, jak kontaktowali się z aktywistami na rzecz klimatu.
Omar Elmawi, członek grupy Koalicja COP27, dodał, że “być może ograniczą się do działań na terenie centrum konferencyjnego”, gdyż nie mają gwarancji bezpieczeństwa na ulicach Egiptu. Kraj ten gwarantuje sobie prawo do anulowania każdego protestu i ma w zwyczaju brutalnego rozprawiania się z demonstracjami bez odpowiednich zezwoleń.
Egipt faktycznie już zaczął utrudniać działania aktywistów wokół wydarzenia. Pięcioro ekspertów ONZ zwraca uwagę na brak przejrzystości zasad na podstawie których otrzymuje się akredytację. Do konferencji nie została dopuszczona m. in. Egipska komisja na rzecz praw i wolności (ECRF). FT podaje, że rząd wprost “trenuje” powiązane z państwem NGO-sy nt. dozwolonych podczas konferencji tematów. Ma to zapewnić pozory żywego życia politycznego.
Problematyczny staje się sam przyjazd do Egiptu na czas COP27. Hotele w Szarm el-Szejk wywindowały ceny dziesięciokrotnie. Koszty wzięcia udziału w konferencji stały się porównywalnie wysokie do tych poprzednich edycji, które miały miejsce na Globalnej Północy. Sprawia to, że aktywiści z Afryki mają ograniczony dostęp do czołowej konferencji nt. zmian klimatu, czyli tego kryzysu, który najbardziej dotyka ich kontynent.
Nie jest oczywiste nawet otrzymanie wizy. Egipski system wizowy wymaga od obywateli wielu państw Azji i Afryki, by aplikowali o wstępne zatwierdzenie. Cały proces legalizacji wjazdu trwa tygodnie a związana z nią biurokracja jest skomplikowana.
Długiej listy państw nie będzie miał kto reprezentować - mimo rozmów z setkami organizacji non-profit, młodzi aktywiści m. in. z Mali, Tanzanii, RPA, Czadu, Beninu, DR Kongo i Maroka nie otrzymali w ogóle akredytacji. Ci, którzy ją otrzymali rewidują swoje plany, zastanawiając się czy w ogóle ich stać. Zostaje sobie zadać jedno pytanie - czy tegoroczna konferencja na temat zmian klimatu faktycznie będzie bardziej reprezentatywna od innych takich wydarzeń?