Izrael atakuje Katar

We wtorek 9. września Izrael dokonał nalotu na osiedle w stolicy Kataru, w którym mieszkali członkowie Hamasu odpowiedzialni za negocjacje ds. wojny w Gazie. Atak spotkał się ze sprzeciwem królestw Zatoki Perskiej jako atak na suwerenne państwo, w dodatku na cywilny teren zabudowany - w pobliżu mieszkają też osoby niezwiązane z Hamasem, działa też kilka szkół i ambasad. Zaistniała sytuacja bez precedensu: czołowy sojusznik USA na Bliskim Wschodzie zaatakował innego istotnego sojusznika USA w regionie. Co więcej, Izrael nie poczuwa się do skruchy, grożąc kolejnymi atakami.

Po atakach z wtorku rząd Izraela zapowiedział, że jeśli Katarczycy nie rozprawią się z Hamasem na swoim terytorium, Izrael zrobi to za nich. W efekcie nalotu zginęło pięć osób, w tym syn głównego negocjatora Khalila al-Hayyi oraz katarski członek służb mundurowych. Najprawdopodobniej przeżyli jednak wszyscy ważni Hamasowcy, w tym al-Hayya.

Jednoznaczne efekty długoterminowe trudno ustalić. Trudno jednak mówić o pozytywnych wpływach ataku Izraela na stabilność regionu. Katar stanowi kluczowe ogniwo w negocjacjach między Izraelem a Hamasem, którego politbiuro mieści się w mieście ad-Dauha na prośbę USA by podtrzymać nić kontaktu między wrogami. Ale o jakich negocjacjach może być teraz mowa?

Katar latami pracował na markę państwa, które umożliwia rozmowy między zwaśnionymi stronami. Na początku dekady odbywały się tu rozmowy między Talibami a Amerykanami. Emirat wynegocjował uwolnienie ukraińskich dzieci z rosyjskiej niewoli oraz gościł przedstawicieli USA i Iranu w trakcie rozmów dotyczących irańskiego programu nuklearnego. Celem tych oraz innych działań, takich jak Mundial 2022 było udowodnienie, że Katar to miejsce, gdzie można się dogadać. Działania Izraelczyków stawiają pod znakiem zapytania podstawową kwestię, szalenie istotną przy wrażliwych negocjacjach: czy strony konfliktu mogą w ogóle czuć się bezpiecznie?

Dom członków Hamasu zaatakowano gdy ci omawiali propozycję Donalda Trumpa dot. zawieszenia broni w Gazie. Izrael sam na nią przystał. To podsuwa kolejne pytanie: co z pokojem w Gazie? Czy Palestyna wreszcie odetchnie? Były członek IDF Herzi Halevi przyznaje, że w Strefie Gazy zginęło ponad 200 tysięcy osób - 10% całej populacji. Dane wywiadowcze Izraela wskazują, że 80% to cywile. Władze Izraela wierzą, że 20 z 48 izraelskich zakładników wciąż żyje. Co z nimi? Jeśli negocjacje całkowicie nie upadną, to z pewnością upłynie sporo wody w Wiśle zanim Katar oraz Hamas będą gotowi kontynuować rozmowy. Bo czy Izraelowi można zaufać? Jest to coraz trudniejsze. Wśród analityków panuje opinia, że zachowanie państwa żydowskiego jest wprost nastawione na przeciwdziałanie negocjacjom: samemu premierowi Netanjahu zależy by przeciągać wojnę jak najdłużej, by utrzymać się przy władzy. Premier Kataru Szejk Mohammad zapewnia, że Katar zamierza kontynuować swoją rolę mediatora w konflikcie, ale pozostawia sobie prawo do odpowiedzi na atak.

Następne kroki Kataru ani jego sąsiadów nie są jasne. Odwet wojskowy jest mało prawdopodobny. Królestwa Zatoki Perskiej/GCC zaopatrują się w duże ilości amerykańskiej broni, ale militarna przewaga Izraela pozostaje znacząca. Co więcej, takie działania zdestabilizowałyby region jeszcze bardziej, a to oznacza złe warunki do prowadzenia biznesu.

Jedną z kart, jaką mają szejkowie są wpływy gospodarcze. Fundusze inwestycyjne wszystkich członków GCC są warte triliardy dolarów. Podczas majowej wizyty Donalda Trumpa władcy regionu obiecali inwestycje w USA na poziomie setek miliardów. Mimo dywersyfikacji gospodarczej członkowie GCC pozostają istotnymi graczami na rynku surowców energetycznych. Uwarunkowanie dostępu do pieniędzy i energii wpływem na Izrael lub jego bojkotem mogłoby być jednym z tricków.

Ale jest coś jeszcze. Dwa państwa podpisały Porozumienia Abrahamowe - w poniedziałek piąta rocznica. Tym sposobem Bahrajn i ZEA znormalizowały stosunki z Izraelem. Wyniknęły z tego połączenia turystyczne i gospodarcze. Zbrodnie Izraela w Gazie pogorszyły relacje trójki, ale umów oficjalnie nie zerwano. Zarówno Bahrajn, jak i ZEA mogłyby wykorzystać Porozumienia Abrahamowe jako narzędzie nacisku na rząd Benjamina Netanjahu. Przed wybuchem wojny w Gazie, tajemnicą poliszynela było potencjalne dołączenie do Porozumień Arabii Saudyjskiej. Wybuch konfliktu zniweczył jednak nadzieję na normalizację stosunków tych dwóch krajów. Arabia Saudyjska upiera się teraz, że nie dojdzie do niej bez powstania niezależnego państwa palestyńskiego. Izrael promował porozumienia z państwami Zatoki jako ogromny sukces dyplomatyczny i podobnie jak Donald Trump uważał Arabię Saudyjską za klejnot koronny całego procesu.

Pozostaje też kwestia zaufania do USA jako sojusznika. USA zapewnia, że nie miało nic wspólnego z atakiem, ale w regionie panuje przekonanie, że Waszyngton musiał wiedzieć o działaniach Izraela lub (co gorsza) na nie zezwolić. W Katarze znajduje się największa w regionie amerykańska baza wojskowa, w której stacjonuje 11 tysięcy żołnierzy. USA jest też największym dostawcą broni do GCC, jak i Izraela; współpracują wywiady amerykańskie i izraelskie. Brak stanowczej reakcji Amerykanów stawia proste pytanie: czy Waszyngton w ogóle jest w stanie nas obronić? Profesor historii na Uniwersytecie w Kuwejcie Bader As-Seif przyznaje wprost, że “na tym etapie Amerykanom bardzo trudno jest się wywiązać [ze swoich gwarancji bezpieczeństwa]”. Stawia to relacje Amerykanów i szejków na głowie: z założenia podstawą amerykańskiej obecności w Zatoce Perskiej jest zachowanie bezpieczeństwa regionu.

Szejkowie doskonale o tym wiedzą. Nie dokonają żadnych radykalnych kroków: zależy im na stabilności. Pasywność USA w stosunku do coraz bardziej bezczelnego i nieobliczalnego Izraela będzie jednak długo pamiętana.


14.09.25